Miał twarz opaloną jesiennymi liśćmi,
babiego lata we włosach nitkę białą.
Siedział na ławce koło mnie, przy malw krzaku.
Z misy żyta padały długie promienie
na jego palce łagodne jak porzeczki.
Ochryple, ale słodko czytał Szekspira.
Wróble przeganiały rymy, słowa, wersy.
Obrócił głowę – cisza smakowała szkliście.
W tym niedotrwaniu miał przespokojne oczy
jak czyjeś perły i koszule i kawa.
Zapachniało ogniskiem w powietrzu,
gdy poparzyły się płynne nasze dłonie.
Reszta to oddech jeden, hulający wiatr.
Maria Jeleniewska lubi oglądać cudze balkony i biblioteczki, ostatnio zakochała się absolutnie w węgierskiej literaturze. Cel: przeczytać wszystko, co napisał Sándor Márai. Mieszka i studiuje w Warszawie. Można ją znaleźć na Instagramie na koncie @jelen.mary.