Bal / Bogna Goślińska

Dziewczyna z bajki, włosy do pasa i wystające łopatki. Sine piszczele od upadku z wieży. Z daleka ideał wolny od niedoskonałości. Czasem mówię o sobie w trzeciej osobie.

Jestem śliczna, oblizuję usta powidłami z węgierek. Nie lubię cierpień. Na szczęście nie ciągnie mnie do romansów, tylko do dobrej zabawy.

Dobijają się do mnie chłopcy i dziewczęta, wszystkich biorę pod rękę i ruszam w tan, aż warkocze furkoczą, a iskry sypią się spod podeszw mary jane. Nikt nie dotrzymuje kroku szalonej. Zamieniam ich w psy i koty dla łatwiejszej selekcji, nad ranem rozchodzi się rozszczekane towarzystwo, a jednego z kiciusiów zabieram do łóżka.

Latem unoszę się w stawie, włosy mi ciemnieją na glonozieleń. Niestety żaden ze śmiałków nie pływa. Mają inne bzdurne umiejętności, o których nie wiem, bo nie interesuje mnie to, biegnę dalej. Nie patrzę do tyłu, choćby podpalali mi pięty, nudaaa. Być sytą, to i okrutną odrobinę, myślę, przełykając najlepszy kawałek sernika (lejący się czubek odcięty łyżeczką). Plan na ten tydzień: przede wszystkim się rozpływać.

Nie lubię wyjaśnień, więc znów ich nie składam. Wysyłam jej pocztówkę z Mielna, bo znalazłam znaczek: to nie jest o nas, tylko o tych, co wyjeżdżają razem na wspólne wyjazdy: piją wino i śpią w jednym łóżku. To nie jest o nas, nie mogłoby być, bo zgotowałaś mi chłodnik na pożegnanie.

Nie ma co gadać po próżnicy, opuściłam wielu, a niektórzy najpierw opuścili mnie. Można mieć serce złamane nudno wpół, bo komuś się zmieniło. Stara historia i jeszcze starsza śpiewka, nie trzeba pisać o tym wierszy. Przypadkiem upijam się na smutno i rzygam do wanny. Na szczęście po pobudce moje zmysły są przyjemnie przytępione i nic nie muszę.

U starych znajomych robi się nudno, więc mówię: psik! i znikam. Szybki Uber i już wyczajam kogoś na mieście, żeby podejrzeć, jak żony opiekują się domem pod nieobecność małżonka. W ekstazie wyznaję miłość, rano nie znaczy to wiele. Potem frytki na śniadanie, bo taki mam kaprys. I zęby jak perełki. Gryzę, ale znam takich, którzy to lubią. Czasem zostawiam ich w bólu, bo wolą go od mojej beztroski. Nikomu nie dałabym zrobić sobie podobnej krzywdy.

Jestem tylko trochę próżna, myślę, przeglądając się w lusterku. Brzydka w środku śmieję się sobie prosto w twarz, to wszystko bez znaczenia, póki trwa bal. Patrz, uciekłam też od ciebie i nie płaczę. Ani jednej łzy, od kiedy ktoś chciał upodlić mnie w dzieciństwie. Uważam się za osobę nieźle zintegrowaną, która przyjemnością pościeliła sobie wygodnie w życiu. Wyszłam na tym na dobre. Bezwstydnie nie pracuję, chyba, że nad planem. Plan jest taki: odziedziczyć fortunę, wyjść za mąż bogato i za starca.

Nigdy niczego nie żałowałam. No może raz, ale nie trwało to dłużej niż rzut oka w lustro na przyćpanej imprezie. Ale postanowiłam nigdy więcej się tak nie czuć.

Bogna Goślińska – krytyczka filmowa, headhunterka. Współpracuje m.in. z Dwutygodnikiem i Budimexem. Pisze do zinów, biogramy ją denerwują. Można ją znaleźć na Instagramie na koncie @bogiena_.