Barbie / Karolina Byszewska

Let’s take a walk down memory lane, when I was just a boy, and I wasn’t insane. Back before the world got inside of my heart, before all the sickness almost tore me apart.

Pierwsze, co sobie przypomina, to szycie. Szczególnie dobrze pamięta matkę, pochylającą się nad podręcznikiem, ćwiczącą w powietrzu zszywanie ran. Zawsze w pośpiechu przerzucała kartki, mamrocząc pod nosem coś, czego nie rozumiał. Wiedział za to, że wychodziła wcześnie rano, a wracała dopiero późnymi wieczorami. Oczy miała spuchnięte, tak, jakby płakała, ale i tak odgrzewała obiad. Potem wracała pod podręczników.
— Chcę być pielęgniarką — mówiła.

Drugie, co pamięta, to niepokój. Szczególnie dobrze pamięta ojca, wracającego po nocnej zmianie, w obecności którego czuł duszący swąd ognia. Siadał ciężko w fotelu, długo wpatrując się w telewizor, zanim w ogóle sięgał po pilota. Innymi dniami śmiał się i wesoło krzątał po mieszkaniu, a potem znienacka wychodził i uśmiech gdzieś znikał. Kiedy wracał, jak zawsze niósł ze sobą duszący swąd dymu i wpatrywał się w zgaszony telewizor.
— Chcę posiedzieć w ciszy — tłumaczył się.

Trzecie, co sobie przypomina, to hałas. Szczególnie dobrze pamięta dziecko, które krzyczało nocami, a dniami spało niczym dziwaczny stwór z opowieści. Tak poznał Leanne, siostrę, nowego członka rodziny i oczko w głowie rodziców. Gdy tylko widział, jak zaciska małe piąstki i zaczyna płakać, machając rękami dookoła, szybko brał małą Leanne na ręce — wtedy od razu się uspokajała.

Once upon a time, I swore I had a heart, long before the world I know tore it all apart. Once upon a time, there was a part of me I shared, years before they took away the part of me that cared.

Czwarte, co sobie przypomina, to smród wódki. Szczególnie dobrze pamięta ojca, chowającego co chwilę inną butelkę w różnych kątach domu, chociaż powinien iść na służbę. Początkowo udawał, tłumaczył się, że pije wodę i przecież jest trzeźwy, i niepotrzebne są te awantury. Potem przestał. Wychodził z domu tylko wtedy, kiedy widział, że kończy się alkohol. Często wracał dopiero po paru godzinach. Przyjaciele dzwonili, mówiąc, że na wpół śpi na ławce w parku.
— Chcę trochę odpocząć — mówił.

Piąte, co sobie przypomina, to ból. Ból i pustka. Szczególnie dobrze pamięta dzień, w którym wyszedł z kolegami, mówiąc Leanne, żeby znalazła sobie innego szofera. Pamięta także wiadomość, którą wysłała: „Tata mnie wiezie. Wstąpimy potem na frytki. Żałuj, że nie jedziesz z nami”. Zadzwonił od razu. Poprosił, aby wysiadła z samochodu, przecież ojciec od ostatnich paru lat nie może ustać, a co dopiero prowadzić samochód…

Szóste, co sobie przypomina, to strach. Szczególnie dobrze pamięta moment, w którym głos Leanne ucichł, a połączenie zostało przerwane. Oddzwonił natychmiast. Leanne odebrała po paru sygnałach, a Dale odetchnął z ulgą.
— Mieliśmy wypadek… n-nie mogę wstać…
— Co?
— Chyba umieram, Barbie…

Słowa strażaków — „Umarła? Nie rusza się! Proszę pani?! Słyszy mnie pani?” — również pamięta. Dobrze pamięta także śmierć: śmierć prześladuje go do dzisiaj i jeszcze powróci. Szczególnie od dnia, kiedy osiemnaście lat temu wstąpił do marynarki.

I’m no hero, and I’m not made of stone. Right or wrong, I can hardly tell. I’m on the wrong side of heaven and the righteous side of hell.

Najgorsze wspomnienie, o którym ciągle próbuje zapomnieć, to tamta misja. Wybrali się na patrol, tak, jak robili to tysiące razy wcześniej, pamięta jednak wyłącznie ból. Huk. Krzyk. Dzwonienie w uszach. Czuł ciepłą, lepką krew, która ciekła wzdłuż jego ramienia, nie wiedział, gdzie i czy to w ogóle on został postrzelony – całą uwagę poświęcał wrogom. Tak naprawdę zareagował, zanim pomyślał. Wycelował w kierunku, z którego dobiegały strzały, i nacisnął spust. Tak, jak go uczono, tak, jak to robił setki razy wcześniej. I trafił. Dopiero kiedy opadł kurz, zrozumiał, kogo postrzelili. W piachu dostrzegł, nasiąkniętą już krwią, amerykańską flagę… nieopodal leżało jeszcze parę ciał. Mógłby przysiąc, że usłyszał wtedy śmiechy ludzi, przeciwko którym walczył.
Mun inta? — wykrzyknął po arabsku w dal, jakby ktoś rzeczywiście tam był, a następnie dodał jeszcze w pashto: — Pa dzai de wodariga!
Potem była ciemność.

Karolina Byszewska — urodzona i wychowana w małym miasteczku na wschodzie Polski. Filolożka polska, osoba zakochana w literaturze, muzyce, kinematografii, fotografii. Korektorka i redaktorka, recenzentka, która pisze codziennie od wielu, wielu lat.