Będziemy tu, gdy przyjdzie wiosna / Krystian Furga

Do pociągu wsiada kolejna osoba, przeciska się cichym przepraszam przed osobę kolejną, siada na jednym z dwóch wolnych miejsc, drugie puste, pozostawione na szczęście. Od wejścia ustanawiającego do usadzenia się, odwrócenia twarzy do szyby, pochylenia w jej mroźnym kierunku, oparcia czoła, zapożyczenia temperatury, obdarowania szyby wzrokiem odbijającym mija – jeżeli dobrze policzyłem – osiemnaście sekund. 

Albo: stoję na moście w małym miasteczku, most zdaje się szeptać. W jego głosie, marszczącym taflę wody, oddechu, którym ją obdarza, wyczuwam drżenie, drżenie rozpadające. 

Albo: w sklepie. Półki, a na nich puszki z groszkiem, ciecierzycą, fasolą czerwoną, fasolą białą, kukurydzą. Żółtą. Od góry: sufit biały, światło białe. Od lewej: ściana biała. Od przodu: etykiety czerwone, etykiety żółte, etykiety zielone. Dotykam każdej puszki, w kolejności alfabetycznej. Ciecierzyca. Dotyk. Fasola biała. Dotyk. Fasola czerwona. Dotyk. Groszek i dotyk i kukurydza i dotyk i czy już nikt nie patrzy i czy oni już sobie poszli. 

Albo: uczucie, gdy odezwie się telefon. Gdy bolą ręce, i gdy bolą nogi, i gdy znasz źródło chłodu. I gdy ten chłód powraca z każdym dźwiękiem, wypełnia podbrzusze, ściele posłanie i szykuje się do zimowego snu. Gdy wczepia się pazurami, gdy w rytm chrapania delikatnie nimi porusza. To uczucie mija, prawda? 

Albo (już ostatnie, musimy kończyć): wschody i zachody słońca niczym się nie różnią, bo zastają mnie, a ja się nie zmieniam. Wschody i zachody słońca będą tu, gdy przyjdzie wiosna, a ja będę wśród nich.