Goście, którzy już opuścili mój dom / Agata Fogtman

Patrzę. Widzę, że są obce. One odpowiadają zuchwałym spojrzeniem. Przez lata nieskromnie zajęły przestrzeń na mentalnej mapie mojego mieszkania. Bez dłuższego zastanowienia dokładnie wiem, gdzie leżą.

Jest ceramiczny kot od J., który trzyma się niezręcznie za ogon. Jest figurka rozciągającego się dachowca od S. Jest stara książka od historii sztuki. Z pożółkłymi kartkami, które są szorstkie pod opuszkiem palca i pachną strychem. Kończy się na wieku XIX. Od F. W szafie na górze zamknięta jest pluszowa żaba z namalowanym tribalem. To od Z. Na komodzie stoi oparte o ścianę ornamentalne lustro niewielkich rozmiarów. Za jego ramę wciśnięta jest mała czarnobiała grafika z księżycem. Od H. Jest też toster w dolnej szafce w kuchni. Za regałem zwinięta papierowa torba z nakrętkami. Gdzieś w szafce z odpadającym frontem obija się pojemnik po hummusie od J., a w wiklinowym białym koszyczku nadal trzymam małe okrągłe pudełeczko z niebieską pokrywką od O. Dostałam w nim kiedyś remuladę.

Zastanawiam się, czy te przedmioty mają w sobie zaklęte coś z ich poprzednich właścicieli. Gości, którzy zdaje się, że wpadli zaledwie na krótką wizytę. Dopiero co wytarli buty o wycieraczkę i już musieli pędzić dalej. Załatwiać swoje sprawy. Po drodze zostawiając fleabagowego dinozaura gdzieś na tyle półki w moim salonie. Bez zwięzłego pożegnania, jakby przewidując kolejne odwiedziny w najbliższym czasie.

I tak zbieram te dinozaury, jakby z podświadomej obawy, że w końcu wspomnienia o ich pierwotnym pochodzeniu wymarzą się ostatecznie. Czy zatrzymanie ich jest aktywnym zaprzeczeniem przemijania? Czy zachowanie ich jest próbą wyparcia, że wszystko się kończy i ostatecznie zlewa w coraz bardziej nic nieprzypominającą masę? Czy może po prostu nie wiem, co z nimi począć?

Artefakty minionych relacji.

Zastanawiam się, czy się ich pozbyć. Odciąć się od nich bezczelnie, wyrzucić do kosza, oddać. Usunąć te napromieniowane kapsuły czasu. Czy gdyby zamknąć je wszystkie w jednym słoju, to pamięć w nich zawarta sfermentowałaby i uległa przekształceniu? Czy osie wspomnień nałożyłyby się na siebie i doszłoby do zakrzywienia czasu? Stworzyłaby się jakaś szczelina, która obejmowałaby wszystko, co się zakończyło. Taka, co nawet pochłania wspomnienia zmultiplikowane do potęgi sentymentalnej.

Obiekty kolekcjonerskie.

Z przyzwyczajenia regularnie wycieram z nich kurz. Pielęgnuję bez zastanowienia. Patrzenie na nie dłużej odtwarza jakieś miałkie obrazy. Czy to mnie porusza, irytuje czy napełnia jakimś nostalgicznym ciepłem? Sprzątam dalej. Szmatka jest już pełna szarego osadu, idę ją przemyć pod zimną wodą.

One – niewzruszone. 

Daję im stać w progu. 

To tylko widmo gości, którzy już opuścili mój dom.