i jeszcze / Ksenia Kwiecińska

Gdy popadała w (określane tak przez nią samą) rozterki, zaczynała dziergać pończochy nazbyt zamaszystymi ruchami. On natomiast, by łagodzić frustrację, zagryzał się w orzechach włoskich, a w groźniejszych już nerwowo etapach recytował łacińskie nazwy karpi, zasłyszane w lokalnej radiostacji. 

W ich małym, pobabcinym mieszkaniu na półpiętrze zawsze brakowało przestrzeni – w kuchni panoszył się zapach gotowanych warzyw, a dźwięki chodzącej pralki wypełniały powierzchnię każdego zakamarka. Sobotnie śniadania składały się  dodatkowo ze skąpej porcji boczku, w łazience brakowało paru kafelków, a prawa spłuczka działała dopiero po drugim naciśnięciu. I jeszcze: po kolacji zazwyczaj trzymaliśmy się za ręce.

Więcej nie pamiętam. 

Przeczytałam kiedyś, że starość obliczyć można poprzez rozmiar  niepamięci. Gdyby tak zważyć, gdyby tak zmierzyć szerokość i objętość moich fragmentarycznie rozproszonych zapomnień, które, zdawać by się mogło, powoli składały się w jednostajnie ciemną całość, wyszłoby na to, że cięższa jestem o parę dobrych kilogramów i wyższa o paręnaście centymetrów. 

Nie pamiętam za dużo.

Kolor tamtych pończoch, nazwa tamtej radiostacji, bądź przynajmniej łacińska nazwakarpia. I jaki był numer naszego mieszkania? Co przydarzyło się łazienkowym kaflom? Jakie zupy lubiliśmy najbardziej, a na zapach których instynktownie marszczyliśmy nosy? Te i jeszcze wiele innych pytań dźwigam ze sobą przez dziesięciolecia. Odpowiedzi próbowałam doszukiwać się we własnej twarzy – lekko garbaty i przyprószony nierównomiernie piegami nos, rozrośnięte szeroko brwi; może to właśnie mój pieprzyk nad jedną z nich był rodzinną pamiątką? I po kim przypadły mi te koślawe kolana? Dlaczego mój język potrafił przybierać formy skomplikowane bardziej od zwinięcia? No i przede wszystkim: kto nauczył mnie gwizdać? 

Próbowałam odnaleźć ich w najdrobniejszym geście palca, a z prywatnych tendencji kulinarnych układałam potencjalne jadłospisy zapomnianego dzieciństwa.

Najboleśniejsza jest właśnie, bo najprawdziwiej, najskryciej przykra, świadomość zapominania; gorsza może nawet od samej niepamięci. 

Stąd zwracam się do was, z przestrachu przed tym,że znów mi na duszy przybędzie, że przedwcześnie zapomnę; ostatnio bowiem znalazłam niedoobrane jabłko. Zapiszcie mnie proszę – tylko  doprawcie po swojemu, zacznijcie poprawnie stylistycznie, zakończcie niepatetycznie (do tego mam, przyznam,  smutne tendencje) – w jednym zdaniu. 

(Żeby nie było, że się nie starałam, że przez życie dreptać przyszło mi lekko). 

– że do końca próbowałam pamiętać. 

I jeszcze.

Ksenia Kwiecińska – mieszka w łupinie orzecha, w której czule hoduje maślaki; w wolnej chwili, wącha goździki, zakochuje się i podgląda.