fajki.
nie dyndają bezwiednie w ustach, ale na środku dłoni i pojawia się taki niewielki tatuaż z domieszką bąbelków.
objawy cichego kaszlu – tłuste włosy, jedwabna halka pożółkła do kości, z plamą po kawie, ketchupie, tonę w maśle – kiedy ostatnio tarzałam się w śniegu, albo chociaż w kromce chleba? zimno bez dna. woda nie wanna sucha tęsknota. zapach chloru schrupany w skrzynce dłoni. ono, krzesło szargane emocjami, siedzi na mnie, bo jest zmęczony moim ciężarem. ma rację, oni zawsze mają rację, ja nic nie wiem, nigdy, wszędzie tylko pytania, bo nie mieszczę się we własnych butach, włosach, kłębach dymu, to prawie tak, jakby mnie nie było. cichy kaszel skrapla mi gardło.
wpakuję się do pralki, jeziora, może scalę z podłogą miejskiej porodówki.
zgarbiona, taka poszarpana jak paragon po bananach, w zatłoczonym autobusie, nie płaczę, chociaż czasem jest ciężko, gdy wszystko wokół zachodzi mgłą. jest tłok, sardynki wbite w powierzchnię stalowej blachy w drodze donikąd. coś maca mnie po plecach, ale się nie odwracam, to tylko kaszel. kaszel w aucie destrukcji.
ląduję na miękkim fotelu, a jakiś łysy facet wlepia wzrok w notatki jak student medycyny na wykładzie, ale to tylko ja, taki pochyły znak zapytania, ja, zbita porcelana, taka do sklejania taśmą dwustronną, zaraz ląduję w koszu, bo tak jest łatwiej i szybciej. problem z głowy. ujęta w kartki, plama po winie na świeżo położonym dywanie.
miligramy do poduszki, kolejny tydzień dwie tabletki z rana, więcej ruchu, ale nie wszystko naraz, bo to takie zdradliwe cukierki, smakują papierem ściernym i plamią mózg do momentu apatii, ale czasem apatia jest lepsza niż chaos własnych oczu i paznokci, dudnienie ciężkich kroków pod mostkiem, młotek za ścianą, wbity w inną czaszkę, a nie, to jednak gwóźdź i sąsiad z remontem o północy. może przebije się przez tą szramę w salonie tuż pod nosem? wino z denkiem, w środku nic.
później jeszcze rozmowy, rozmowy, więcej rozmów, ale portfel to nie studnia, a ona tylko pozornie macha głową i udaje, że rozumie. znowu tu, na kozetce, dwa lata później, było dobrze, ale on zagościł się we mnie w pikowanym fotelu, przed paleniskiem.
kaszel w drodze do apteki.