Gdy na plecionej macie popijaliśmy lokalne piwo,
słychać było przeraźliwy huk.
Gdy późnym wieczorem łapałem na poboczu samotną rikszę,
lawa zalewała już pierwsze wioski.
Gdy nad ranem obudziły mnie krzyki sąsiadów,
z nieba sypał się szary popiół.
– Wstawaj! – wołali wesoło.
Pada śnieg.