Drżącą ręką uniosła kieliszek do ust i jednym haustem opróżniła go. Jej zmęczona twarz, oświetlona blaskiem halogenów, wydawała się półmartwa. Głębokie bruzdy na skórze, pokrytej grubą warstwą podkładu i pudru, jak i fioletowe półksiężyce pod oczami, pamiątki po dziesiątkach niespokojnych nocy, uwidoczniły się z podwójną siłą.
Na stole przed nią stały trzy duże słoiki, każdy po brzegi wypełniony przezroczystą, zieloną zawiesiną. Sięgnęła do jednego i wyjąwszy z niego pokaźnej wielkości kiszonego ogórka, wpakowała sobie połowę do ust. Jego kwaskowatość zneutralizowała ostry smak wódki.
Oparła głowę na ręce i przymknęła oczy, czując, jak postalkoholowe ciepło rozlewa się po jej ciele, niosąc ze sobą senność. Uśmiechnęła się lekko i bezwiednie zaczęła wodzić wzrokiem po liniach na drewnianym blacie, który specjalnie wiele lat temu zostawiła niepomalowany. Nie lubiła pokrywania każdej możliwej powierzchni farbą, starań o ukrycie prawdziwej natury. Wszystkie te, które udało jej się uratować od upiększania, znajdowały się w piwnicy – czerwone, ceglane ściany, kamienna podłoga i surowe, drewniane umeblowanie, składające się na stół, przy którym teraz siedziała, oraz regały z przetworami, piwnica pełniła również funkcję spiżarni.
Było tu bardzo zimno, ale nie przeszkadzało jej to; zawsze schodziła na dół opatulona swetrem, a po pierwszych pociągnięciach z butelki, ukrytej za piątym i szóstym opakowaniem makaronu i tak przestawała czuć różnicę, między temperaturą tutaj, a tą panującą w cukierkowo przytulnej reszcie domu.
Niedbałym ruchem skopała z nóg domowe pantofle i bosymi stopami dotknęła podłogi. Zimno na chwilę przywróciło jej pełną świadomość, ale nie zlikwidowało przyjemnego szumu w głowie, który zagłuszał wszystkie myśli. Była spokojna, to było najważniejsze, nic jej nie bolało ani nie martwiło. I nareszcie była sama.
Odkroiła kawałek ogórka, zanim nalała sobie następny kieliszek. Dłoń drżała jej jeszcze mocniej, tak, że do ust trafiła zaledwie połowa kolejki. Ale nie miała siły ani ochoty się teraz tym przejmować. Przejechała po mokrej plamie palcem i oblizała go. Żadnych śladów.
Przeciągnęła się na krześle, szukając wygodnej pozycji. Niestety, krzesło było proste, także drewniane, bez obicia, więc z cichym jękiem niezadowolenia wróciła do opierania się o stół. Dużo bardziej wolałaby teraz leżeć pod ciepłą kołdrą we własnym łóżku, ale wiedziała, że to niemożliwe.
Zawiesiła wzrok na zapasach zgromadzonych na regałach. Poza ogórkami dumnie piętrzyły się na nich marynowane grzyby, owocowe dżemy i przeciery z dyni, efekty jej wielodniowej pracy. Szybko je podliczyła i odnotowała, że powinna zrobić jeszcze kandyzowane wiśnie, bo za długo już to odkłada.
Wyprostowała się i znów napełniła kieliszek. Po kilkunastu sekundach był pusty. Zaczynało jej się kręcić w głowie. Nie lubiła tego, ale nie na tyle, żeby nie powtórzyć czynności jeszcze kilka razy. Przestała dopiero, kiedy opróżniła trzeci słoik ogórków. Co prawda w butelce coś jeszcze zostało, ale usłyszała chrzęst kół samochodu na żwirze. Uznała, że na dziś wystarczy.
Czym prędzej wspięła się po schodach i usiadła na kanapie w salonie akurat w momencie, kiedy w sieni rozległ się huk ciężkich butów opadających na podłogę. Usłyszała szelest wełnianego płaszcza odwieszanego na hak i ciężki, dyszący oddech. Następnie dokładnie trzynaście kroków, które dzieliły wycieraczkę od progu salonu.
– Mogłabyś przynajmniej wstać, kiedy wracam do domu. – Dobiegło zza jej pleców.
Jak na komendę zerwała się z miejsca. Podeszła do niego i szybko pocałowała go w policzek.
– Mam nadzieję, że miałeś dobry dzień – powiedziała cicho.
Nie odpowiedział. Nachylił się bardzo blisko niej, tak, że niemalże przytknął nos do miejsca, w którym jej szyja łączyła się z obojczykiem, i gwałtownie wciągnął kilka razy powietrze przez nos. Zacisnęła powieki. Poczuła, jak kropla potu spływa po jej skroni.
Nic się jednak nie wydarzyło. On zmarszczył brwi i, nieco już spokojniej, odsunął się.
– Śmierdzisz ogórkami. Jeśli zamierzasz spać w tym samym łóżku co ja, masz się pozbyć tego zapachu. Doprawdy nie rozumiem, dlaczego tak się nimi obżerasz.
Rzucił jej jeszcze jedno lustrujące spojrzenie, po czym odwrócił się. Postawił torbę na środku stołu jadalnianego i odszedł w kierunku schodów.
Odetchnęła głęboko i usiadła z powrotem na kanapie. Jednak jej serce wróciło do normalnego rytmu dopiero w momencie, kiedy usłyszała szum prysznica w łazience na górze.