Sezon na figi / Natalia Dobroń

Ciężkie, prawie słodkie powietrze stało w miejscu. Pomarańczowe słońce wlewało się do kuchni niczym płynna miedź. Jasne włosy A. nabierały rudawego poblasku, kiedy przechodziła przez smugę światła rozdzierającą pomieszczenie. Wodziłam oczami za każdym ruchem przyjaciółki. Odkładała czyste naczynia do szafek i nuciła pod nosem, tak jakby nie zdawała sobie sprawy, że nie jest sama, mimo że wypalałam jej wzrokiem dziurę w plecach. Ledwo dosięgała ostatniej półki. Żeby uchylić małe okno nad zlewem, musiała wspiąć się na palce bosych stóp.

Mimo delikatnego powiewu nadmorskiego wiatru, który prześlizgnął się po kuchni, jedyne co poczułam, to uderzenie fali gorąca. W rutynie A. był jakiś pierwiastek intymności, sprawiający, że miałam ochotę odwrócić głowę. Sięgnęłam po książkę kucharską, jedyną rzecz leżącą na stole. Wertowałam pożółkłe strony, obserwując A. przez kurtynę włosów. Lekko przygarbiona płukała misę świeżo zerwanych fig. W sukience o kolorze truskawkowego wina przypominała postać z obrazów Waterhouse’a. Z całych sił próbowałam powstrzymać się przed zerwaniem z krzesła i poprawieniem ramiączka, które zsunęło się niebezpiecznie nisko, odsłaniając nagą skórę A., jednocześnie nie obnażając nic więcej poza jej ramieniem. Jak zawsze była kilka kroków ode mnie, tuż na wyciągnięcie ręki, jednak nigdy wystarczająco blisko, abym mogła ją nazwać swoją.

— Weźmiesz się w końcu do pracy czy będziesz mnie tylko podziwiała? — zawołała, wyrywając mniez marazmu. Nie obróciła się, ale po tonie jej głosu wiedziałam, że powstrzymuje się od śmiechu.
— To zależy, ile fig mogę zjeść.

Zmrużyła oczy i rzuciła we mnie ostatnim owocem, który umyła. Kilka kropel wody rozprysnęło pomojej twarzy, kiedy nieumiejętnie złapałam go w locie. Obróciłam figę w palcach, próbując znaleźć sposób na to, jak otworzyć ją bez noża. Wbiłam paznokieć w idealnie odmierzony środek. Słodki sok
spłynął mi po palcach.

Przeczytałam kiedyś, że jeśli figa zbyt długo nosi w sobie tajemnicę, to w końcu eksploduje. Trudno powiedzieć, ile w tym prawdy.