Mama zawsze powtarzała mi, żeby nie wlewać miodu do gorącej herbaty, bo traci swoje właściwości. Wierzę w prawie wszystko, co mi mówi, ale łyżeczka w dłoni zaczyna się trząść w oczekiwaniu i brak mi cierpliwości do czasu, i czasu na cierpliwość. I nie cierpię cierpkości – herbata ma być słodka, a ja chcę wszystkiego od razu.
Mam tyle miłości do oddania, aż wylewa mi się z dłoni i z ust; i cieknie pomiędzy palcami i klei się do wszystkiego. Zbiera puszki z mojego swetra i piegi z moich policzków; i wyrywa mi włosy z głowy i rzęsy, i chciałabym, żeby zbierała myśli ze sobą, a jedynie mąci i męczy.
Moja przyjaciółka w liceum słodziła herbatę dwiema łyżkami miodu, a ja dwiema rękoma chciałabym naraz chwytać cały świat. Skracam skalę Likerta do dwóch pozycji i zatapiam się w ekstremach. Rozpływam się w niemyśleniu i zatraceniu, bezpowrotnie i półprzytomnie.
Mnie trzeba mówić dwa razy. Trzeba otworzyć oba okna i ucałować oba policzki. Ułożyć poduszki z obu stron i do obydwu uszu lać słowa z miodu i kwiatów polnych.