Świat widziany patykami / Zuzanna Stempska

Ostatnio dni zaczęły robić się jakby dłuższe. Nienaturalnie wydłużone. I nie dlatego, że robi się cieplej i że drzewa kwitną. Jest coraz wolniej z innego powodu. Pod tą zieloną kopułą, w niektórych momentach zalesionej, coś się kryje, to wiem na pewno. Nic nie pozostaje niezauważone, każdy szczegół, okruch wizualnej otoczki tego świata dostaje swoją malutką chwilę w pełnej krasie zauważenia. Ta myśl ciągle wraca, niemożliwa do wyparcia świadomość obecności tak zwielokrotnionej, że chyba nie umiałabym jej zliczyć. I to wszystko tak się dłuży, niewybaczalnie pociąga mnie do patrzenia, nawet wtedy, kiedy nie widzę nic. Rozpostarta nade mną ciemna łuna nie sprawia, że wszystko gaśnie. Kontrast wtedy narasta. Błyski i rozświetlenia wzbierają na sile. W ciszy, ale i w pełnym świetle, którego przecież po północy nigdzie nie ma. Wszystkiemu tutaj nie robi to naprawdę żadnej różnicy. Tak mi przecież powiedziało. Nocą i tak jest takie samo. Ptaki nadal śpiewają, jeżdżą tramwaje. Światło północne jedynie wydłuża ich cienie. Tutejsi lokatorzy niestety ich nie posiadają. Wielki organizm odpoczywa, ale nie zasypia, a każda z jego cząstek żyje wtedy niejednokrotnie dłużej.

Kiedy gaśnie niebo, znika też wszelki dźwięk. Niekiedy zdarza się jakiś zbłąkany, pojedynczy szmer, który przedziera się przez próżnię. Ale to dzieje się bardzo rzadko. Tak samo dotyczy to czasu, który jeśli w jakimkolwiek znaczeniu tutaj istnieje, wtedy wręcz się wyłącza. Ot tak, prawie znika, zwalnia do chorobliwie powolnego tempa. Zmusza bezwładnych piechurów, przemierzających te nocne równiny do rozpoczęcia swoich sennych podróży, które czasem trwają aż do końca wszelkich chwil, dni, czasów. Jedynie garstka z nich potrafi się temu oprzeć. O tak późnej porze, w wielu zakątkach, do których nie dociera nawet najmniejsza wiązka światła, można dostrzegać niezauważone i niezauważonych.

Choć wieczór jest długi, to nie wiem, czy zdążę opowiedzieć Wam wszystko.

Kiedyś, powiedzmy – jakiś czas temu, chyba niezbyt dawno, nikt tu nie spacerował. Co prawda, ludzie pojawiali się w tej okolicy, ale raczej nie w niedzielne ani w żadne miłe i całkiem słoneczne popołudnie. Nikt nie jeździł tu na rowerze ani nie spacerował z wózkiem, ani nie wyprowadzał psa. Tylko o tej porze nikt tu tego nie robi. Wiele tutejszych drzew nadal szepcze. Prawie bezdźwięcznie opowiada o swoich ociosanych gałęziach i zmaltretowanych korzeniach. W niektóre dni, te najcichsze, kiedy wszyscy chowają się przed mroźnymi powiewami wiatru, rozpościerającymi ciemne fale, ich rozmowy są niemalże wykrywalne. Rozległy szum. Czasem wtedy i ja zapominam, że żyję. Nawet kiedy jestem tu za dnia, czuję ogromny cień, który jest tutaj wszędzie. Zaczyna się w tych ceglanych, częściowo podziemnych konstrukcjach. W tych już zamkniętych kratami, oby na wieki, tunelach. Nadal słyszę poruszenie wśród drzew. Myślę, kto byłby w stanie mnie rozpoznać, gdyby moje ciało zostało roztrzaskane na setki kawałków niczym szklana kula. Wiele drzew też o tym myślało, często o tym mówią. Albo gdyby zrobić we mnie dziurę i okazałoby się, że w środku tak naprawdę nic nie ma. One nie chcą o tym słuchać. Zaczynają szumieć głośniej i głośniej. Wiem, że ktoś im tak kiedyś zrobił, wyrządził ogromną krzywdę. Zostawił blizny. Niektóre z nich wciąż widać wśród struktur kory. Już mnie nie słuchają, ale ja zdaję sobie sprawę, że słyszą. Dawno temu wiele z nich ścięto. Niektórym zadano ciosy po same ich rdzenie. Tylko inne drzewa o tym pamiętają, bo ludzka pamięć jest omylna. Jest tu trochę kamieni z przeróżnymi grawerunkami, ale to nie wystarcza. Wszystko jest zbyt nieruchome. Za kilka godzin pojawią się pierwsze szelesty wśród liści, odgłosy kroków w alejkach. Będzie normalnie, bo przecież tak tu jest od lat. Tak miało być, tak, żeby nikt już nie pamiętał o odciętych gałęziach, wykarczowanych drzewach i spalonych do gołej ziemi terenach. Dzisiejszy wieczór jest prawie niesłyszalny. Graniczy z dźwiękiem. Jest niczym mgła, która letnim porankiem spływa ze zboczy zielonych pagórków. Z lekkością zaczyna zakrywać chodniki i ławki. Kamienne murki i konstrukcje. Pomniki i rzeźby. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, ale wybija właśnie północ, a mój zegarek chodzi do tyłu.

Zuzanna Stempska – od 2020 studentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Jej zainteresowania to instalacja, rysunek, wideo oraz teksty autorskie. Można ją znaleźć na Instagramie na koncie @zstempska.