Opuszki palców muskają twardą powierzchnię. Delikatna skóra doświadcza szorstkości, podąża śladem wyżłobień, napawa się niespodziewaną gładkością krawędzi. Oczy patrzą na bryłę, na kształt najczęściej nieokreślony. Mają przed sobą maleńką formę, zdolną schować się w dłoni lub monumentalny blok skalny, który zajmuje całe pole widzenia.
Kamień nie przeżywa.
Istnienie kamienia ogranicza się do przyjmowania tego, co przyniesie mu los. Jeśli przypadnie mu smażyć się w promieniach pustynnego słońca – będzie się smażył. Jeśli po jego krawędziach popłynie woda – pozwoli jej rzeźbić w swojej masie wszelkie możliwe kształty. Jeśli jego forma zachwyci jakiegoś plażowicza – zgodzi się na umieszczenie go w kieszeni i przetransportowanie na drugi koniec świata. Kamień daje jasny komunikat: jestem.
(Nigdzie się nie wybieram.
Dziękuję.)
Dłonie ostrożnie otulają jedną z wielu kwiecistych koron kwitnącej jabłoni. Lekko zaokrąglone, białe lub różowe płatki urzekają subtelnością. Ich jedwabistość filturenie łaskocze biegnące przez palce nerwy. Zapach niosący się od drzewa może uwodzić, lecz nie otumania swoją intensywnością, odmiennie od oblepiającej woni kwiatów wiśni. Daje swego rodzaju ukojenie, głaszcze z czułością zmysł węchu.
Istnienie jabłoni to ciągłe przeżywanie.
Najpierw pączkowanie. Młode pędy jabłoni są brunatnoczerwone, pąki zaś pokryte ochronną warstwą gęstych włosków, zwanych kutnerem. Następnie kwitnienie. Okres ten przypada najczęściej na koniec kwietnia, a kończy, w zależności od odmiany, nawet w lipcu. W końcu owocowanie. Do jesieni kwiaty przeobrażają się w kuliste owoce, których istotę stanowi soczysty miąższ, okryty czerwoną, zieloną lub żółtą skórką. Jabłoń przemawia słowami: jestem i staję się.
(Coś się zmieniło?
Chyba nie.)
Można mieć uczucia względem kamienia.
Choćby do takiego znalezionego kiedyś nad morzem, o szaro-różowej barwie. Obracany w palcach mieni się, jakby ktoś celowo obsypał go brokatem. Z niewiadomego powodu wyróżniony pośród tysiąca rozsianych po plaży bazaltów, gnejsów i wapieni, staje się naczyniem, w które zostaje przelane błogie uczucie spokoju, ciepło promieni słonecznych i odgłos fal rozbijających się o brzeg. Po zbliżeniu do nosa czuć jeszcze słony zapach wody morskiej.
Nikomu raczej nie przychodzi do głowy troszczyć się o kamień.
Z zasady wydaje się to pozbawioną sensu czynnością. Kamieniowi jest przecież wszystko jedno. A mimo tego, jeśli natrafi się na okaz w jakiś sposób wyjątkowy, przechowuje się go tak, by nie utracić jego namacalnej formy. Jest chowany do pudełka z pamiątkami, kładziony na półce obok obrazka, wsadzany do doniczki z ulubioną rośliną i umieszczany wszędzie tam, gdzie tylko sięga wyobraźnia. Zawsze obecny.
(Jesteś gdzie indziej.
Wybacz.)
Można mieć uczucia względem jabłoni.
Zasadniczo bardziej prawdopodobne jest jednak, iż opieka nad nią będzie sprowadzała się jedynie do obowiązku lub żmudnej rutyny. Wówczas wszelkie zabiegi pielęgnacyjne ograniczają się do minimum, mającego na celu utrzymanie drzewa we względnie dobrej kondycji. Kęs dojrzałego jabłka jest zadowalający. Brakuje w nim trochę soczystości, skórka sprawia wrażenie nieco za twardej, ale obiektywnie mogłoby zostać uznane za nawet smaczne. Czasem tyle wystarczy.
Czasem jabłoń znajduje miejsce w czyimś sercu.
Troska objawia się wówczas regularnym nawożeniem i przycinaniem gałęzi, rozglądaniem się za szkodnikami i oznakami chorób. Chce zapewnić się jej jak najkorzystniejsze warunki, by w spokoju mogła ukazać swoje pełne oblicze. Następuje to jesienią. Kęs jabłka uderza niczym łyk wykwintnego wina. Przyjemna kwasowość tańczy delikatnie na języku, przeplata się ze słodyczą, muskającą rozkosznie podniebienie. Sok figlarnie ścieka po brodzie, płynie po palcach wzdłuż dłoni. Nie szkodzi. Konsumowanie owocu wszystkich starań i trosk smakuje doskonale w każdej, choćby najbardziej prymitywnej, formie.
(Nie było nam dane spróbować.
Przykro mi.)
Julia Sałacińska – oswaja rzeczywistość słowami. Można ją znaleźć na Instagramie na koncie @despersacja.