W lipcu jest duszna nuda, a ja myślę o dawnych znajomych / Bogna Goślińska

Jechałam przez miasto i bardzo chciałam się z kimś zobaczyć. Wiedziałam, że jeśli odezwę się pierwsza i umówimy się na konkretną godzinę, zaraz mi się odechce. Kiedyś napisałabym do pięciu osób, licząc choć na jedno spotkanie, ale już tak nie robię. Tak naprawdę nie chcę się z nikim widzieć. Chciałabym tylko nie być sama, ale bycie z kimś jest prawie równie męczące.
Wszędzie dostaję miękkie ręczniki. Nawet nie da się nimi porządnie wytrzeć, nie mogę swojego ciała potraktować szorstko, jak lubię. Woda wsiąka powoli w ręcznik, więc rzucam go na podłogę, woda spływa z włosów, po nogach i karku.

Podtrzymuję znajomości. Kiedyś nie byłam w tym dobra,  teraz pilnuję, żeby chociaż te kilka osób zaprosić na urodziny. Piszę do jednej z nich z nadzieją, że nie będzie mogła się dziś spotkać, że zaproponuje jakiś termin w sierpniu lub najlepiej po wakacjach, wtedy na pewno będę miała siłę i ochotę, żeby się zobaczyć.

Znowu to zrobiłam, umówiłam się. Maluję rzęsy na fioletowo, na tyle mnie stać. Na szczęście mam ze sobą tylko plecak, a w nim żadnych ubrań na zmianę, pójdę w tym, w czym jestem. Bluzka pachnie już kwaśno pod pachami, wczoraj zapomniałam dezodorantu. Przecieram ją w tych miejscach i wyrzucam na balkon, żeby owiał ją wiatr. Wyruszam z plecakiem, a w nim nieznośna ciężkość ulyssesa, którą wiozę komuś do Warszawy, choć wczoraj już myślałam, żeby ją tu gdzieś zostawić w cholerę, bo bydlak jest olbrzymi.

Zapominam faktur miejsc, rzeczy, zwierząt i ludzi. Dla przypomnienia dotykam dywanów w sklepie budowlanym.

Dzwoni do mnie przyjaciółka. Co tam. Spoko. Takie pytania mnie zawsze zamykają, chyba że mam zajebisty humor lub zdarzyło mi się coś śmiesznego, co łatwo można opowiedzieć ze swadą. Dziś tak nie jest, nie miałam jeszcze w lipcu innego humoru niż taki sobie. Mówię nieśmiało, że nie chce mi się poznawać już ludzi, ale się średnio czuję, jak jestem sama. Pozwól sobie na wszystkie emocje, nawet na smutek. Trzeba przyjmować te niepozytywne emocje. Próbuj się tak nie martwić. Nie przejmować. Czasem mnie denerwują takie rozmowy, bo to pomoc w stylu wmawiania sobie, że ktoś nie potrzebuje twojej pomocy. Ja tylko nie czuję się najlepiej. Rozmowa mnie zirytowała, ale później pokrzepiła, więc poczułam się jakoś. Musimy się zobaczyć. Totalnie, lato znowu w rozjazdach. Odwiedzę Cię jesienią na studiach, to nadrobimy. Yhmmm.

W pociągu nie czytam, bo historie okazują się pretensjonalne. Ja też mogę źle patrzeć, brzydko patrzeć. Sprowokować, obrazić, przestraszyć i odstraszyć. Jak rzadko jeżdżę pociągiem, to czuję, że mogłabym napisać książkę w tym ciasnym przedziale. Kiedy jeżdżę często, to nudzę się strasznie i nawet widoków mi się nie chce oglądać. Nie wiem, jak utrzymać kapryśną babę w ciągłym stanie zaciekawienia.

Nie podobała mi się ta podróż, jaką zaplanowałam. Nie umiałam wykrzesać z siebie siły, żeby się nią cieszyć. Może gdyby niebo było bardziej błękitne, a okno większe, byłoby lepiej.

Chodziłam po Poznaniu i jadłam wszędzie sernik, bo mnie uszczęśliwia. Nic mi się nie chciało, żal mi było pieniędzy na inne rzeczy. Wszystko sobie w domu zrobię poza sernikiem, do tego potrzebna determinacja. Minęłam już trzy ogłoszenia z zaginionymi kotami. Bardzo mnie smucą, staram się nawet ich nie czytać, bo łzy napływają do oczu. Nie zwierząt mi szkoda, bo kot nie jest wcale smutny, jak ucieknie swojemu człowiekowi, ale człowiek cierpi. To jego reakcja mnie smuci, boję się, że sama mogłabym kogoś utracić i bolałoby.

Jak kogoś widzę, nie pamiętam, jak wyglądał przy ostatnim spotkaniu. W głowie mam uniwersalny obraz osoby, najczęściej sprzed kilku lat. Dziś zobaczyłam kogoś i nie wiedziałam, czy zaskakuje mnie krótkość czy długość jej włosów. A w szkole zauważałam najdrobniejsze zmiany, pytałam zawsze kolegów, czy byli u fryzjera.

Spotkałyśmy się nadrobić wszystkie rozmowy, ale żadnej nie chciało się gadać.